niedziela, 20 marca 2016

Rozdział 10 "Nasz świat"



Don't say a word while we dance with the devil
You brought a fire to a world so cold 
We're out of time on the highway to never


Maia nie odezwała się do Roya ani słowem, jadąc przez ruchliwe ulice Nowego Yorku. Rzuciła tylko kilka razy:

- Mógłbyś przyspieszyć?! – Kiedy BMW zwalniało do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Za to Roy nawijał prawie przez cały czas. Czasami wybiegał w tematy zupełnie nie związane z obecną sytuacją. Maia wiedziała, że robi to tylko dlatego, żeby zająć czymś jej myśli, ale jego paplanina powoli zaczynała ją denerwować.

Wreszcie dojechali na obrzeża parku North Meadow. Roy jeszcze parkował, ale Maia już wyskoczyła z auta i popędziła w miejsce, które było pokazane w telewizji. Potrąciła po drodze kilka osób i odwróciła się, żeby upewnić, czy Roy biegnie za nią. O to akurat nie musiała się martwić. Chłopak był zaraz obok.

Miejsce, gdzie znaleziono ciało, było odgrodzone czarno-żółtą taśmą. Maia prawie się o nią przewróciła, ale Roy złapał ją w pasie i postawił z powrotem do pionu. Policjanci zasłaniali jej widok, ale kiedy przechodzili między sobą, widziała Marcusa, leżącego bez ruchu na ziemi. Ścisnęło ją z nerwów w żołądku. Wyraźnie widziała jego potargane spodnie, wyblakłą, czerwoną kurtkę i potargane włosy koloru rdzy.

- Muszę znaleźć Cody – wrzasnęła do Roya, przekrzykując gadający tłum, zebrany już dość licznie w miejscu zdarzenia. Zaczęła przeciskać się pomiędzy niezadowolonymi ludźmi, którzy popychali ją, szarpali za ubranie i wołali, żeby przestała się pchać. Wreszcie zauważyła swoją przyjaciółkę, która siedziała na ziemi, oparta plecami o jeden z policyjnych radiowozów. Rude włosy rozlewały się po jej chudych ramionach, tworząc zasłonę dookoła twarzy.

Maia pobiegła do niej i uklęknęła przed jej kolanami.

- Cod, nie płacz… przestań, jestem tu z tobą – szeptała, przytulając ją, jak zawsze, kiedy miała jakieś problemy. Zawsze rozwiązywały je razem, ale teraz wiedziała, że niczego nie może zrobić. Nawet powiedzieć pocieszająco „Wiem, jak się czujesz”, bo nie wiedziała.

Cody przytuliła się do niej, jak do pluszowego misia. Marcus był jej bratem bliźniakiem, z którym była naprawdę bardzo zżyta. A teraz, jakby ktoś zabrał jej tę drugą połówkę. Rodzeństwo zawsze opierało się na tym, że Cody działała, a Marcus hamował ją, kiedy przesadzała. Ona zawsze była bardzo pochopna, a on umiał przewidywać każdą sytuację. Maia nawet nie wyobrażała sobie, jak by wyglądało, gdyby jednego z nich zabrakło. Zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że teraz to ona będzie musiała uważać na swoją przyjaciółkę i pilnować ją bez przerwy żeby nie wpadł jej do głowy żaden głupi pomysł.

Roy stał niedaleko nich, ze spojrzeniem utkwionym w zwłokach chłopaka. Chyba on jedyny wiedział, co się stało. Nie zginął z powodu wykrwawienia i zadanych ran – jak twierdzili wszyscy dookoła – tylko z powodu trucizny. Z powodu czegoś , co mógł uleczyć tylko znak Lucciola. Ale Roy nie wyczuwał w tym chłopaku mocy Venatora, więc znak mógłby mu tylko zaszkodzić.

Została jeszcze jego siostra. Ona była w tym miejscu, kiedy doszło do zabójstwa. Mogła doznać poważnych obrażeń, które tylko on mógł usunąć. Mogła również być zatruta i powoli umierać, ale nawet o tym nie wiedzieć. Odszukał Maię i Cody.

- Maia, musimy pogadać – zadecydował, nie zwracając uwagi na jej roztrzęsioną przyjaciółkę.

- Naprawdę, wybrałeś sobie chyba najgorszy moment, wiesz? – skarciła go, dając wyraźnie znać, żeby sobie poszedł.

- Teraz albo nigdy, złotko, zegar tyka. Żeby potem było jeszcze co ratować – odparł oschle, wyciągając zza paska mały nożyk, z wygrawerowaną na ostrzu Lucciolą. To zauważyła tylko Maia, ale był to wystarczający gest, żeby przekonać ją, że sprawa jest naprawdę poważna.

- Przepraszam na chwilę, Cody. Dasz radę?

Kiedy przyjaciółka niewyraźnie kiwnęła głową, złapała Roya za przód kurtki i popchnęła na trochę cichsze miejsce.

- Mógłbyś sobie teraz odpuścić rozmowę? Wiesz, jak czuje się osoba, która widziała śmierć brata? Nic nie wiesz… bo całe życie siedzisz w tych swoich czarach – warknęła na niego, wyrywając nóż z ręki.

- Tak się składa, że wiem! – krzyknął jej w twarz. Wtedy Maia zrozumiała, dlaczego nie przejął się zupełnie tą sytuacją.

- Straciłeś brata?

- To nie jest teraz ważne…

- Jest ważne.

- Daj sobie spokój. Marcusa zabili Tavloni. Użyli do tego Wężowych Sztyletów, które wsączają do organizmu bardzo groźną truciznę. Może ją usunąć tylko ostrze, naznaczone Lucciolą. Możliwe, że Cody też została zraniona, muszę ją zobaczyć, inaczej umrze. Dociera już do ciebie?! – ostatnie zdanie wypowiedział krzykiem, potrząsając dziewczyną za ramiona.

Maia zawahała się. Ufała mu tylko dlatego, że w zasadzie nie miała innego wyjścia. Ale tu chodziło o życie jej przyjaciółki, w takich sprawach nie była specjalistą, a on… chyba tak. Podniosła z ziemi nóż i podała mu.

- Dobrze, ale masz jej nie skrzywdzić – wysyczała, uciszając w głowie głos, wołający, że to nie jest właściwe posunięcie. Roy tylko przytaknął i wyszedł zza furgonetki. Maia stała z boku i przyglądała się uważnie, jak podchodzi do Cody, zamienia z nią kilka słów. Później przysunął się do niej, jakby chciał ją pocałować. Dziewczyna podeszła do nich bliżej i zobaczyła, że on szepcze jej coś do ucha. Przyjaciółka zamknęła oczy, a jej głowa opadła na ramię, jakby nagle zapadła w głęboki sen. Maia z trudem powstrzymała się, żeby nie krzyknąć.

- Co jej zrobiłeś? Mów, co jej zrobiłeś?! – pisnęła spanikowana.

- Ogarnij się, dziewczyno! Tylko ją uśpiłem, za pięć minut to minie – westchnął z irytacją. Zdjął z niej skórzaną kurtkę, prawie całą mokrą od łez. Maia pomyślała, że gdyby Cody była przytomna, nigdy nie pozwoliłaby mu na coś takiego. A może właśnie byłaby zadowolona…? W końcu lubiła ładnych chłopców, a Roy z pewnością należał do ładnych.

Na rękach przyjaciółki było kilka zadrapań. Roy wyjął zza paska nóż i naciął jej na skórze kilka poziomych kresek, wzdłuż każdej rany. Robił to delikatnie, żeby skaleczenia nie były głębokie i nie leciało z nich za dużo krwi.

- Okay, gotowe – oznajmił, kiedy na każdej wcześniejszej ranie narysował nożem trzy kreski. Wstał i odwrócił się do Mai, ale ona stała do niego tyłem, z twarzą wciśniętymi w długie rękawy wełnianego swetra. – Co jest? Znowu będziesz rzygać? – zapytał z rozbawieniem.

- Nie! Nie mogę na to patrzeć. Na to, co jej robisz – wciągnęła głośno powietrze.

- Nie dzieje jej się nic złego – podsumował. – Trucizna usunie się z krwi bardzo szybko, a przecięcie skóry to jedyny sposób, żeby wypłynęła. Przestań się zachowywać jakbym co najmniej chciał ją zgwałcić…

- Czemu wszystko w twoim świecie jest takie brutalne i… krwawe?

- Moim świecie? To jest NASZ świat. Ty też do niego należysz.






Postanowiłam odświeżyć bloga :D Zaczynamy uwaga uwaga, kolejny rozdział!!!