sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 4 "Wszystko albo nic"





What to him feel is not normal...

Hush that feeling! Ignore them!




- Co jest? Zrobiłem coś nie tak? – Rocky wydawał się zdezorientowany.

Maia posłała mu przepraszające spojrzenie, uważając teraz na każdy swój ruch.

- Ja nie mogę… - szepnęła, bardziej do siebie, niż do niego.

- Nie możesz, czy nie chcesz? – Tym razem jego słowa zabrzmiały ostro, oskarżycielsko. Dawał jej do zrozumienia, że właśnie coś zniszczyła. Coś, na czym jemu tak bardzo zależało. Rozpoznała to też po wyrazie twarzy.

- Nie mogę. – Odwróciła wzrok. Nie umiała patrzeć na siebie, odbitej w jego ciemnych źrenicach.

- Udowodnij – wysyczał przez zęby. Maię przeszedł dreszcz, kiedy usłyszała w jego słowach taką rozpacz i desperację. Ona nie wiedziała, jak to jest, kiedy ktoś się od niej odsuwa, bo jeszcze nigdy naprawdę nikogo nie kochała.

Przyciągnęła go do siebie i mocno pocałowała w usta. To miał być dowód, ale nie dała mu zareagować, tylko z powrotem wróciła na wcześniejsze miejsce. Widziała, że trochę go tym zaskoczyła.

- Wierzysz mi teraz? – warknęła i pobiegła do łazienki. Nie wiedziała już, czy powinna być mu wdzięczna, czy zła na niego. Usiadła na zamkniętym sedesie i ukryła twarz w dłoniach. Myślała, że jej pierwszy pocałunek będzie wyglądał inaczej. Przeklinała w myślach Roya. To było uczucie, jakby on zaprzeczał tej sytuacji, ale w zasadzie, co jego to obchodziło?

Nie ja zepsułem, tylko ty! – odezwało się w jej głowie. Aż podskoczyła. Tak, to była prawda. Mogła po prostu go zignorować, ale to ona zepsuła wszystko. Kiedy spojrzała na swoje odbicie w lustrze, oczy miała napuchnięte i czerwone od łez. Próbowała jakoś zmniejszyć ten efekt zimną wodą, ale nawet to nie pomagało.

- Maia? Wszystko dobrze? – Odezwał się za drzwiami głos Rockyego. Dziewczynie zrobiło się niedobrze i nic nie odpowiedziała. – Idę spać. Możesz zostać u mnie na noc, jak chcesz, bo jest późno, lepiej, żebyś nie wracała do domu o tej porze.

Potem usłyszała tylko ciche trzaśnięcie zamykających się drzwi jego pokoju. Wyszła z łazienki i położyła się na kanapie. Dużo razy wcześniej spędzała na niej noce, ale dzisiaj było jakoś inaczej. Bardziej pusto i zimno. Przewróciła się na bok, ignorując niepozbierane ziarenka popcornu, gniotące ją pod kocem. Próbowała zasnąć, ale ciągle słyszała w głowie ten natrętny głos, nazywający się wyrzutami sumienia: Zraniłaś go. Jak mogłaś?! On poświęcił by wszystko dla ciebie, był przyjacielem przez cały czas, a kiedy chciał pójść dalej, ty go zatrzymałaś. Zniszczyłaś wszystko, co było pomiędzy wami. Pamiętasz te wszystkie pocałunki na pożegnanie i przywitanie? Dla niego to było dużo, dla ciebie nie znaczyło nic!

Wstała, chwyciła płaszcz z wieszaka, torebkę i bezszelestnie wyszła, zostawiając za sobą tylko wyrwaną z gazety karteczkę, na której napisała krzywo: „Przepraszam!”. Wybiegła z domu na zimne powietrze. Wiatr piekł ją w oczy mokre od łez. Postanowiła nie wracać do swojego domu, tylko przejść się trochę po mieście. Czuła już tylko złość na samą siebie, nawet za to, co obecnie robiła, kiedy zdała sobie sprawę, że ucieka.

Gdyby wszystko było takie łatwe, jak w filmach…

- Uważaj, jak łazisz! – krzyknął ktoś, kiedy potrąciła go ramieniem. Przez łzy wszystko wydawało jej się zupełnie zamazane, więc skręciła do jeden z tysięcy zaułków przy knajpie. Pomiędzy ceglanymi, poniszczonymi ścianami stało kilka kartonów. Miała zamiar na nich usiąść i chwilę ochłonąć, uspokoić się.

Wtedy w cieniu dostrzegła cień jakiejś postaci. Zaułek był dość wąski i nieoświetlony, dlatego widziała tylko sylwetkę. Z pewnością był to mężczyzna. Maia poznała to po szerokich barkach i wyraźnych mięśniach, odznaczających się pod ubraniem.

Szybko zawróciła, starając się za siebie nie oglądać. Jednak ciekawość i lekki strach były silniejsze i odwróciła głowę. Mężczyzna wyszedł na chodnik i poszedł za nią. Maia wyraźnie czuła na sobie jego spojrzenie, chociaż twarz miał zakrytą kapturem. Dłonie miał zaciśnięte w pięści i trzymał w nich… noże! Z pewnością nie był przyjaźnie nastawiony.

Dziewczyna przyspieszyła kroku, a on zrobił to samo. Praktycznie ją doganiał i nie spuszczał z niej wzroku. Poczuła się, jakby bawiła się z kimś w berka, ale to było bardziej przerażające. Nogi same pobiegły przed siebie. Skręciła kilka razy, nawet sama nie wiedziała dokąd. Gwar samochodów powoli cichł, a ona oddalała się od centrum. Chciała biec dalej, ale drogę zagrodziła jej ściana. Rzuciła pod nosem kilka przekleństw, że też akurat musiała wbiec w ślepą uliczkę.

Odwróciła się i… zamarła. Mężczyzna stał kilka metrów przed nią. Jego sylwetka majaczyła w świetle migoczącej lampy ulicznej. Maia cofnęła się pod ścianę, kiedy uniósł jeden z noży w górę. Wziął zamach i rzucił prosto w nią. Skuliła się ze strachu, ale nie mogła się zmusić do zamknięcia oczu. Ostrze z szybkością przecinało powietrze z niemym świstem. Było wycelowane tak dokładnie, że trafiłoby w jej głowę, gdyby jakiś metr przed nią nie zatrzymało się i nie upadło na ziemię.

Wyprostowała się, kiedy zasłonił ją jakiś cień. Z początku wydawał się wielkim ptakiem, ale kiedy wylądował z gracją na chodniku i wyprostował się, przybrał kształt… człowieka! Tyle, że z jego pleców, tak naturalnie jak ręce, wyrastały skrzydła. Były większe od niego samego, pokryte białymi piórami.

Mai na zmianę robiło się słabo i niedobrze, tak, że nie wiedziała w końcu, które uczucie w niej przeważa. Kiedy była mała, ojciec czytał jej bajki o skrzydlatych ludziach – aniołach, ale ona już dawno wyrosła z tych bajek. I nagle coś takiego stanęło przed nią. Kiedy chłopak odwrócił się twarzą do niej, przeszyło ją lodowate spojrzenie jego błękitnych jak diament oczu.

Roy?!

- Nic ci nie jest? – zapytał cicho, tak, że tylko ona mogła to usłyszeć.

Pokręciła w osłupieniu głową. Był bez koszulki, w tych samych potarganych spodniach. Dziewczyna widziała, że skrzydła wyrastają z jego pleców zupełnie naturalnie, jakby miał je od zawsze. Ale przecież to nie możliwe!

- Dobrze – westchnął z ulgą i ruchem ręki zatrzymał drugi nóż, który pofrunął w jego stronę. Wyciągnął w jej stronę rękę z czymś małym w środku. Zorientowała się, że to były klucze. – Idź do mojego mieszkania – zarządził.

Maia bała się poruszyć, była zupełnie sparaliżowana ze strachu.

- No idź! Spadaj stąd, chyba, że chcesz zginąć! – wrzasnął jej w twarz, kiedy mężczyzna w kapturze rzucił się na niego. Klucze, które trzymał w ręce, poleciały prosto pod jej nogi. Tym razem chęć ucieczki przeważyła nad strachem. Wzięła klucze i jak najszybciej pobiegła w stronę jego domu. Była bardzo blisko niego, zdecydowanie bliżej, niż do swojego domu, albo domu Rockyego, o którym już zupełnie zapomniała.

W normalnych okolicznościach wydawałoby się jej absurdem, uciekać do jego mieszkania, ale można powiedzieć, że uratował jej życie, a ona myślała tylko o tym, żeby gdzieś się schować. Gdziekolwiek.

Wpadła na klatkę schodową jednego z nowszych bloków. Błyskawicznie pokonała schody, bo winda okazała się zbyt wolna, nerwowo przekręciła klucze i wpadła do ciemnego mieszkania. Zapaliła światło, opierając się o ścianę. Nagle zrobiło jej się niedobrze i pobiegła do toalety, żeby kolejny raz tego dnia zwymiotować.






I pora na rozdział 4 :D Wchodzę dzisiaj na bloga i co? Ponad 100 wyświetleń! Dla mnie to dużo, bo to mój pierwszy blog i bardzo się cieszę, że tyle was tu wpada :D

środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 3 "Jedno słowo może decydować o wszystkim"



Always you wanted to be someone more
but I don't know how to open the door for you




- Daj spokój! Już wcześniej myślałam, że jesteś jakiś psychicznie chory, ale teraz mam pewność. Nie wierzę w takie bajeczki, to było dobre, jak miałam pięć lat – Maia ze znużeniem obejrzała swoje paznokcie, dając tym do zrozumienia Royowi, że uznaje go za niegodnego uwagi.

- Ale taka jest prawda! – bronił się. – Widzisz więcej niż normalni ludzie, czujesz więcej, słyszysz lepiej…

- Wcale nie – przerwała mu. – Posłuchaj, dzięki, że nie zostawiłeś mnie nieprzytomnej na chodniku, ale będę już szła. Tak w ogóle, to co to za ulica? Muszę jakoś trafić do domu.

Roy westchnął. Maię trochę przeraził malujący się w jego oczach smutek.

- Breake Street. Niedaleko mostu na Manhattan – odparł cicho.

- Dzięki. – Maia porwała z wieszaka swoją kurtkę. Z ulgą odszukała w jej kieszeni komórkę. Rodzice będą się o mnie martwić – pomyślała, kiedy na zegarku wyświetliła się siedemnasta godzina i dwa nieodebrane połączenia. Już myślała nad wymówką przed nimi. Posłała ostatnie spojrzenie chłopakowi i zamknęła drzwi małego mieszkanka. Znalazła się na klatce schodowej jednego z nowszych budynków. Zbiegła po schodach i z radością wypadła na świeże powietrze. Ten dzień z pewnością można było zaliczyć do najdziwniejszego w jej życiu.

Z ulgą uznała, że kojarzy to miejsce i jest nawet niedaleko swojego domu. W pewnym sensie ją to ucieszyło, w innym zaniepokoiło, że mieszka tak blisko tego psychola… Postanowiła już nie myśleć o swoim śnie i tym dziwnym poranku. Kiedy przechodziła koło dużego marketu, na parkingu nie było żadnego autobusu. Stwierdziła więc, że źle na nią podziałał alkohol i wszystko to sobie wyobraziła. Postanowiła załatwić tą sprawę, jak każdy problem: zignorować. Z czasem zapomni, nawet nie będzie pamiętała Roya, kiedy spotkają się gdzieś na chodniku.

Po dziesięciu minutach wchodziła do domu. Cicho przekręciła zamek w drzwiach. Tata powinien być w pracy, mogła się spodziewać tylko mamy. Ku jej zaskoczeniu, oboje byli w domu. Weszła niepewnie, odrzucając ich spojrzenia. Nienawidziła, kiedy widziała w nich oczach taką troskę i złość. Nie była z nimi za bardzo związana, ale kochała ich, chociaż nie potrafiła tego okazać.

- Maia, gdzie ty się podziewałaś? Miałaś wrócić rano! – zatrzymał ją ojciec, kiedy chciała wejść do swojego pokoju.

- Poszłam do kina – skłamała. – Fajny film leciał.

- Nie mogłaś przynajmniej zadzwonić? Martwiliśmy się o ciebie – dodała mama.

- Przepraszam, telefon mi się rozładował – burknęła i zatrzasnęła drzwi pokoju. Jak na złość, akurat wtedy zabrzęczała jej komórka. Szybko ją odebrała, żeby kłamstwo przed rodzicami się nie wydało.

- Hej, Maia, gdzie ty jesteś? Twoi rodzice do mnie dzwonili, bo nie odbierałaś komórki. – Ze słuchawki odezwał się znajomy głos Rockyego.

- Chciałam się przejść… Nieważne. To jak, widzimy się jutro?

- Szybka zmiana tematu, jak widzę – zaśmiał się. – No dobra, niech ci będzie, możemy się zobaczyć. U mnie w domu?

- Okay. – Rozłączyła się. Z radością przewróciła się na łóżko. Wreszcie na swoje. Kiedy obróciła się na bok, poczuła ukłucie w ramieniu, jakby ktoś wbił w nie pineskę. Zdjęła z siebie kurtkę, a cienka bluzka na ramiączkach odsłoniła ranę. A w zasadzie bliznę…

Maia podeszła do lustra i przyjrzała się małej spirali. Wyglądała jak kółko, z nakreślonymi w środku liniami, bez ładu i znaczenia, przecinającymi się w wielu miejscach. Odwróciła się tyłem do lustra. Na plecach, dokładnie na łopatkach, od urodzenia miała dwie blizny, również wyglądające jak kółka z pajęczynką linii w środku. Ale to na ramieniu zobaczyła pierwszy raz. Znaki na plecach nigdy nie bolały, w ogóle ich nie czuła, ale nowa blizna przy każdym dotyku dawała o sobie znać, jak świeża rana.

Wtedy przypomniała sobie, co to jest. Roy jej to zrobił, uzdrowił ją. Plucie krwią nie oznacza małego skaleczenia, to poważna sprawa, która nie goi się na pewno w jeden dzień. Musiałaby jechać do szpitala, a ją ominęły jakiekolwiek obrażenia. Została tylko niewielka blizna.

Na pewno jest na to jakieś logiczne wytłumaczenie – wmówiła sobie. I zakryła ramię, naciągając na siebie rozpinany sweterek. Było dopiero przed osiemnastą, a ona poczuła się tak zmęczona, że wskoczyła do łóżka i błyskawicznie zasnęła.



* * *



Maia stała pod mieszkaniem Rockyego i niecierpliwie przeskakiwała z nogi na nogę, czekając, aż on otworzy jej drzwi. Z otwartego wejścia na klatkę schodową wypływało zimne powietrze i chociaż dziewczyna była otulona długim szalem i płaszczem, nadal było jej zimno. W dodatku była niewyspana. Obudziła się wcześnie rano i pobiegła do łazienki, żeby zwymiotować. Na początku myślała, że to skutek braku jedzenia przez ostatnią dobę, ale po przypomnieniu sobie wczorajszych wydarzeń, uznała, że mogło mieć też inną przyczynę.

Tak czy inaczej, potrzebowała teraz na chwilę o wszystkim zapomnieć, a najlepiej u swojego najlepszego przyjaciela.

Kiedy drzwi do mieszkania wreszcie się otworzyły, Rocky stał w nich z rozczochraną fryzurą czarnych włosów, owinięty w biodrach samym ręcznikiem. Na jej widok zarumienił się. Dziewczyna podejrzewała, że z nią stało się to samo.

- Cześć… mogę wejść? – zapytała, starając się odwrócić wzrok od jego nagiego torsu. Rocky był wysportowany, mięśnie bardzo odznaczały się pod jego wiecznie bladą skórą. W barkach był szeroki, więc sylwetkę miał typowo męską. Maia widziała go już wiele razy bez koszulki, bo znali się od podstawówki, ale przez ostatnie kilka lat jego ciało bardzo się zmieniło. Nie był już tym samym chudym, drobnym chłopczykiem, dlatego czuła się przy nim lekko skrępowana.

Rocky wskazał jej ruchem ręki, żeby weszła.

- Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie. Nie zdążyłem się ubrać, zaraz wracam – odparł i zniknął w sypialni.

Jego mieszkanie było malutkie, jednoosobowe, ale bardzo schludnie urządzone. Maia zawsze dobrze się tu czuła. Sypialnia przyjaciela była oddzielona drzwiami od pokoju, w którym znajdowała się kanapa, dwa fotele, stolik i duży telewizor. Na przeciwległej ścianie do telewizora był mały aneks kuchenny, zmywarka i mikrofalówka. Z boku była niewielka łazienka. Miał bzika na punkcie świeczek zapachowych, dlatego na szklanym stoliku paliło się ich zawsze co najmniej dziesięć. Jemu nie trzeba było niczego więcej. Pracował w tygodniu jako dziennikarz. W wieku osiemnastu lat wyprowadził się od rodziców. Tego Maia mu zazdrościła, ona też chciałaby mieć swój dom.

- Okay, jestem! – zadeklarował, wychodząc z pokoju. Miał na sobie lekko przedarte dżinsy i szarą, luźną koszulkę z nadrukiem wybuchającej bomby. – Wypożyczyłem film. Niedawno wszedł do kin, więc powinien być dobry. Oglądamy?

- Jasne. – Maia dobrze wiedziała, co powinna robić w takich sytuacjach. Podeszła do blatu kuchennego, wyciągnęła z szafki pudełko popcornu, wrzuciła go do miski, następnie do mikrofali. Rocky w tym czasie zajął się uruchamianiem sprzętu video. Później przyniósł na kanapę kilka poduszek i koców.

Była siedemnasta, a słońce powoli chowało się za blokami. Miasto przybierało szarych kolorów. Późną jesienią dni robiły się coraz chłodniejsze, a noce dłuższe. W taki czas seans filmowy i spotkania ze znajomymi były najlepszym sposobem na spędzanie czasu. Na szczęście rodzice Mai znali dobrze Rockyego i nigdy nie mieli pretensji, żeby ich córka się z nim widywała. Nawet pozwalali jej zostawać u niego na noc, chociaż od roku dziewczyna miała na to wyraźny zakaz. Uważała, że jej matka jest zbyt przewrażliwiona na punkcie pilnowania jej dziewictwa, chociaż rozumiała, że nie za bardzo chciałaby w tym wieku zostać babcią. Ale Maia nawet nie miała chłopaka. Jednak, kiedy rodzice wyjeżdżali na delegacje służbowe – tak jak dzisiaj – nie miała zamiaru wracać na noc do domu. U przyjaciela zawsze mogła liczyć na miejsce na kanapie, kiedy on spał w swoim łóżku.

Popcorn i ciemne piwo znalazły miejsce na stole, pomiędzy piętnastoma zapalonymi świeczkami. Oprócz tego w mieszkaniu nie było światła. Maia i Rocky siedzieli oparci o siebie ramionami, oglądając film sensacyjny. Spędzali tak wiele wieczorów.

- Zostało jeszcze dość sporo popcornu – stwierdził chłopak, kiedy film się skończył. – Chcesz jeszcze coś obejrzeć? – zwrócił się do Mai.

- Wolałabym pogadać – przyznała, kładąc mu rękę na ramieniu, żeby nie wstawał.

- Jasne, ale możemy podczas gadania jeść popcorn? – zaśmiał się, stawiając między nich miskę zdeformowanej kukurydzy.

Maia wypiła łyk piwa, który nie najlepiej mieszał się ze słonym popcornem.

- Ty chciałeś coś powiedzieć – przypomniała sobie ich wcześniejszą rozmowę.

- A, tak. Tylko nie zakrztuś się z wrażenia – ostrzegł i odwrócił się twarzą do niej. Wyglądał tak poważnie, zbyt poważnie, jak na niego. – Vanessa i Eric są razem.

- Co takiego?! – wrzasnęła, a jej głos odbił się echem po pustym mieszkaniu. Czemu jej najlepsza przyjaciółka nie powiedziała nic, że ma chłopaka. Nawet Rocky wiedział, a ona nie? – I tobie powiedziała? Miała zamiar przede mną to ukrywać?

- Nie, najwyraźniej nie miała zamiaru powiedzieć żadnemu z nas. Niechcący przyłapałem ich jak się całowali. Oberwałem za to od Erica. – Wzruszył ramionami.

- Więc może to nie związek, tylko jakiś przelotny… romans? – westchnęła Maia, próbując odrzucić myśl, że w takiej sytuacji jej przyjaciółka postanowiła to przed nią zataić. – Niemożliwe! – wykonała zamach rękami i przypadkowo popchnęła miskę popcornu, a ona wysypała się na kolana Rockyego.

- Spokojnie już! – zaśmiał się, wyraźnie nie przejmując tym, co zrobiła.

- O, sorry, nie chciałam – westchnęła, nagle czując się bardzo zmęczona. Pochyliła się do niego, żeby pomóc zbierać popcorn z koca, który był ustawiony pomiędzy nimi. Nabrała garść i wrzuciła do miski.

- Maia – usłyszała przy uchu. Podniosła wzrok na chłopaka. Znajdowali się tak blisko siebie, że prawie stykali się nosami. Z tej perspektywy Maia zauważyła u niego więcej ciemnych pasm w brązowych włosach i wyraźne kości policzkowe pod prawie białą skórą. Ostatnio schudł, co bardzo odznaczyło się nie tylko na jego twarzy, ale ogólnie na całym ciele. Zawsze uważała go za wyjątkowo ładnego. Może przez to, że miał czystą cerę, z czym ona miała wielki problem w gimnazjum.

Nie oczekiwała teraz żadnych słów, ale nie wiedziała jak powinna się zachować. Coś w środku kazało jej się odsunąć i zachować rozsądek, ale jego hipnotyzujące spojrzenie było od tego silniejsze. Ujął w ręce jej twarz i delikatnie ją pocałował. Maia zamknęła oczy, czując, jakby przechodziły ją ciepłe, przyjemne fale prądu. Przesunęła się bardziej w jego stronę, zrzucając na ziemię koc ze swoich kolan. Zawsze tego chciała. Być dla niego kimś więcej niż przyjaciółką.

I nagle, jak ducha, zobaczyła oczami wyobraźni Roya. Wpatrywał się w nią tymi swoimi błękitnymi oczami, ale nie takim wzrokiem, jak w autobusie, kiedy brał ją za zagrożenie. Na jego twarzy malował się smutek. Przynajmniej tak widziała to Maia. Jakby mówił jej, że nie powinna tego robić. Najgorsze w tej sytuacji wydało jej się to, że była skłonna go posłuchać.

- Nie… - odsunęła się od Rockyego. To było dla niej nie fair, że całowała się z jednym chłopakiem, myśląc o drugim, a Rocky był jej najlepszym przyjacielem, dla niego zawsze chciała wszystkiego, co najlepsze. Przed oczami ciągle majaczyły jej niebieskie oczy i zarysy twarzy Roya.






Kto się spodziewał? :D Mam nadzieję, że nie jestem aż taka przewidywalna... Bardzo mało osób wchodzi na mojego bloga i nie komentujecie :( Proszę o zachętę do pisania :D A tu macie Rokyego i Maię... TYLKO przyjaciele haha... zobaczycie jak to się dalej potoczy ;)

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 2 "Nie wierzę w słowa..."



I don't see anything

guide me in the darkness...



Maia znajdowała się w nieokreślonej czasoprzestrzeni. Dookoła było czarno, ale tak jasno, że światło ją ślepiło. Nie mogła dotrzeć do żadnej ściany, chodząc tam i z powrotem, więc podejrzewała, że one w ogóle nie istnieją.

To mi się śni – pomyślała i od razu przypomniał jej się ten poranek. Chyba najdziwniejszy w życiu.

Tymczasem czarna powłoka, dookoła niej, zaczęła przybierać różne kształty. Odtworzył się przed nią obraz pałacu. A w zasadzie jego wnętrza. Stała pośrodku ogromnej sali, wyłożonej czerwonymi dywanami. W kolorowych witrażach lśniły podobizny królów i królowych. Pojawiło się też kilka postaci. Na półokrągłym podeście stały dwa trony z czerwonego jedwabiu. Jeden z nich był pusty, na drugim zasiadała młoda dziewczyna. Mogła mieć najwyżej dwadzieścia lat – czyli tyle, ile miała Maia. Była ubrana w długą suknię, a jej białe włosy były upięte w luźny kok. Wyglądała na znudzoną, bo jedną ręką opierała się o podłokietnik, a drugą skubała z roztargnieniem koronki sukni. Dwóch służących stało obok niej z niewyraźnymi minami.

W komnacie rozległ się odgłos otwieranych drzwi, ale zanim Maia zdążyła się odwrócić, coś przez nią… przesiąkło. A nawet nie coś, tylko ktoś. Jakby była powietrzem. Po jasnym kolorze rozwichrzonych włosów i czarnym, zbyt luźnym jak na średniowiecznego rycerza ubraniu nie można było wiele rozpoznać. Dopiero, kiedy odwrócił głowę, Maia rozpoznała te błękitne oczy i bardzo charakterystyczny wyraz twarzy. To był ten sam chłopak, którego spotkała w autobusie.

Odruchowo cofnęła się o kilka kroków w tył, ale on wcale nie był nią zainteresowany. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle jej nie zauważył. Za to podszedł pod podest i bez żadnego ukłonu, czy skinienia głowy, zwrócił się do dziewczyny siedzącej na tronie:

- Lady Nathalio, nie nudzi cię wieczne siedzenie na tym zatęchłym tronie?

- Owszem, Will, nudzi i to bardzo – odpowiedziała łagodnie.

- Och, Natia! Wyrwij się z tego pałacu i chodź ze mną pojeździć konno – zaproponował chłopak z uśmiechem. – Ja i Eric już na ciebie czekamy.

- Chciałabym, braciszku, ale… - Zamyśliła się. – Zresztą, co nam szkodzi? Chodźmy! – zeskoczyła z wdziękiem z tronu i oboje pobiegli do wyjścia, znów przenikając przez osłupiałą Maię, jak przez ducha. W momencie, kiedy ogromne, dwuramienne drzwi się za nimi zatrzasnęły, Maia poczuła, że do płuc znowu może nabrać powietrza. Zamknęła oczy, czując nagły spadek energii.

Kiedy je otworzyła, poraziło ją jasne światło, wpadające przez otwarte okno. Przez chwilę miała nadzieję, że obudzi się w domu Rockyego, a wszystkie te dziwaczne wydarzenia, okażą się głębokim snem po za dużej dawce alkoholu.

Jednak to miejsce ani trochę nie przypominało małej kawalerki jej przyjaciela. Leżała w łóżku – ewidentnie nie swoim – przykryta cienką kołdrą. Nad sobą zobaczyła najpierw śnieżnobiały sufit i lampę w kształcie wielkiej kuli, potem twarz tego chłopaka, czy jak to w jej śnie określiła jego siostra – Willa. Stał teraz po drugiej stronie łóżka z rękami skrzyżowanymi na piersi i patrzył na nią ze spokojem. Był ubrany dokładnie tak, jak wcześniej: Czarne spodnie z przedarciami na kolanach, szara koszulka i czarna, skórzana kurtka.

Maia podniosła się na łokciach, nieco przerażona, chociaż miała nadzieję, że nie było tego po niej widać.

- Kim jesteś? – zapytała, dopiero potem uświadamiając sobie, że on w autobusie zadał jej to samo pytanie. Tyle, że próbował ją wtedy udusić, a ona teraz leżała zupełnie bezbronna w jakimś obcym miejscu.

- Roy Stewan – przedstawił się spokojnym, łagodnym tonem, podchodząc z boku łóżka. – Przepraszam, że się wcześniej nie przedstawiłem. – Usiadł na krześle przy niewielkiej szafce nocnej.

- Gdzie ja jestem? I co się właściwie stało? Zemdlałam? – zadała kolejne pytanie, rozglądając się po schludnie urządzonym mieszkanku.

- Tak… to w zasadzie moja wina, ale nie chciałem – odparł, spuszczając głowę jak skarcone dziecko. – Wziąłem cię do siebie bo nie wiedziałem, gdzie mieszkasz. – Widząc minę Mai, dodał pospiesznie: - Słuchaj, nie chciałem cię przestraszyć wczoraj w autobusie. Nie wiedziałem kim jesteś.

- I to był powód, żeby mnie dusić?! – warknęła z irytacją.

- Myślałem, że jesteś kimś innym… W obecnej sytuacji bardziej bałem się, że ty mi zrobisz krzywdę, dlatego wolałem się obronić.

- Ja miałabym coś zrobić tobie? – wytrzeszczyła oczy. On mówił to poważnie, czy kiepsko sobie z niej żartował? – Ja w życiu nikomu nic nie zrobiłam! Ewentualnie podbiłam niechcący oko piłką na szkolnym boisku.

- Nie wiedziałem, że jesteś Venatorem! Nigdy cię wcześniej nie widziałem – westchnął z rezygnacją. Maia wyczuła w tych słowach lekkie poczucie winy.

- Czym nie jestem? Nawet nie znam znaczenia tego słowa.

- Nie wiesz, że jesteś Łowczynią? – Wydawał się zdziwiony.

- Czego łowczynią? Promocji sklepowych? – parsknęła sarkastycznie.

- Nie żartuj sobie. Naprawdę nie wiesz?

Pokręciła przecząco głową. Oczy chłopaka błysnęły tym swoim oślepiającym błękitem. Maia uznała, że gdyby przypadkowo spotkała go na ulicy, albo w jakimś klubie, wydałby się jej bardzo przystojny, ale strach przysłaniał jego nadzwyczajną urodę.

- Nie jesteś zwykłym człowiekiem. Jesteś hybrydą człowieka i anioła. Venatorem.






A oto i rozdział 2 :D Nie dzieje się w nim specjalnie nic szczególnego, ale obiecuję, że w kolejnym rozdziale rozkręci się akcja. Może... Prawdopodobnie :P Niczego wam nie powiem, nie chcę spoilerów robić :*
Puki co dziękuję, że jest was tu dość sporo (oczywiście nie miałabym nic przeciwko temu, żeby było więcej, więc jeśli się wam spodobało to polećcie mojego bloga znajomym, może oni też zaczną czytać) Zachęcam do komentowania :*