sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 1 "Kiedy wszystko się zaczyna"



- Już idziesz? – westchnęła Cody, nalewając sobie kolejny kieliszek czerwonego wina. Dzisiaj za dużo go wypiła. Marcus wyrywał jej butelkę z ręki i schował za fotelem. Jej brat bliźniak zawsze musiał myśleć za nią.

- Jest już piąta rano, wiesz? – parsknęła Maia, zakładając czarną kurtkę.

- Dobry melanż nigdy nie jest zły… - Przyjaciółka ziewnęła, oparła głowę na podłokietniku fotela i zasnęła. Maia zaśmiała się na jej widok. Podniosła torebkę z ziemi i chciała wyjść.

- Czekaj! Może cię odwiozę? – zaproponował Rocky, wstając chwiejnie z kanapy, żeby otworzyć jej drzwi.

Dziewczyna stanęła na palcach i pocałowała go w policzek, kręcąc głową.

- Jesteś pijany. I tak nie możesz prowadzić. A ja z chęcią się przejdę, może trochę wytrzeźwieję. – Wyszła za próg małego mieszkanka i zawołała do pozostałych kumpli, którzy jeszcze byli przytomni po całonocnej imprezie: - Cześć wszystkim!

Nie czekając na odpowiedź, zbiegła po schodach. Nie pamiętała już, ile wypiła, ale alkohol sprawił, że poczuła mdłości, kiedy wyszła na zewnątrz. Zanim zdążyła to powstrzymać, upadła na trawnik i zwymiotowała. Spodziewała się po sobie takiej reakcji. Ciężko przełknęła kwaśną ślinę, ale z ulgą stwierdziła, że już trochę rozjaśniło jej się w głowie. Podniosła się, oglądając, czy ktoś się na nią gapi. Na szczęście, o takiej wczesnej porze jeszcze nikogo nie było na chodniku, więc mogła zwrócić na siebie jedynie niepotrzebną uwagę ludzi jadących autami. Potarła ręką skronie i szybkim krokiem ruszyła w stronę domu.

Wiał zimny wiatr, a Maia miała na sobie tylko cienką, dżinsową kurtkę, więc kiedy znalazła w kieszeni bilet, a na przystanku akurat stał autobus, pomyślała, że to wręcz cud. Taki specjalnie dla niej.

Wpadła do środka pojazdu, akurat wtedy, kiedy drzwi się zamykały. Do domu miała jakieś dwadzieścia minut jazdy. Skasowała bilet i usiadła na pierwszym lepszym wolnym siedzeniu. Sprawdziła komórkę: piąta trzydzieści. O tej godzinie jesienią było jeszcze ciemno, ale pomiędzy blokami zaczynało prześwitywać blade światło. Miasto poszarzało.

Maia oparła głowę o okno. Przyglądała się samochodom, które jechały w każdą stronę po ulicy. Ten widok, jak zawsze, ją uspokajał. Z przodu pojazdu ktoś włączył muzykę. Do Mai docierały tylko ciche dźwięki. W pewnym momencie miała wrażenie, że już zasypia, kiedy męski, delikatny głos zaczął śpiewać w jakimś obcym języku.

Momentalnie wszystko umilkło. Rozmowy, przepychanki, skrzypienie foteli… Słychać było tylko szuranie kół autobusu o asfalt.

Dziewczyna podniosła głowę, trochę zaniepokojona nagłą ciszą. Popatrzyła na fotel za sobą, gdzie dwie panie, jedna młodsza, druga starsza, spały z głowami opartymi o swoje ramiona. Na siedzeniu przed nią, młody chłopak również spał, z głową opartą o szybę. Nie obudził ich nawet głośny klakson jakiejś taksówki.

Wszyscy ludzie w autobusie spali!

Maia wstała i napotkała wzrokiem spojrzenie blondwłosego chłopaka. On również stał, ale najwyraźniej był zdezorientowany nią, bo patrzył się jak na upiora. Potem podszedł do niej i, ku zaskoczeniu dziewczyny, pchnął ją na siedzenie.

- Człowieku, co ty… - wykrztusiła, ale nie dokończyła zdania, bo chłopak złapał ją za gardło i przycisnął do oparcia, tak mocno, że Maia straciła oddech w płucach. Spojrzenie błękitnych oczu sprawiło, że przeszedł ją dreszcz. Spodziewała się u siebie typowej reakcji: strachu, ale zamiast tego poczuła coś, jakby radość, chociaż było to dla niej zupełnie niewytłumaczalne.

- Kim jesteś? – zapytał ostro. Jego głos przytłumił kolejny dźwięk klaksonu. I wtedy Maia zdała sobie sprawę z tego, że przejechali skrzyżowanie na czerwonym świetle. Widocznie nie tylko wszyscy ludzie zasnęli, ale kierowca też!

- Raczej kim ty jesteś? Co się stało pasażerom? – wykrztusiła, czując w ustach smak krwi.

- Lepsze pytanie brzmi: czemu tobie nic się nie stało? – warknął ze złością. Spiorunował ją wzrokiem i szarpnął do góry. Maię ogarnęła rozpacz, kiedy w tył pojazdu coś uderzyło. – Musimy stąd wyjść – zarządził i chwycił mały młotek, znajdujący się przy każdym oknie, żeby w razie niebezpieczeństwa można wybić szybę. Zamachnął się na jedno z okien.

- Czekaj! – Maia złapała go za rękaw skórzanej kurtki. – My wyjdziemy, a co z tymi ludźmi? Kierowca jest nieprzytomny!

Chłopak opuścił ręce i spojrzał na nią z grymasem.

- Nie jest nieprzytomny, tylko go uśpiłem. Jak ich wszystkich. – Wskazał ręką dookoła. – Zresztą, co cię obchodzą jacyś przypadkowi ludzie?

- Obchodzą! – krzyknęła z paniką w głosie. – Zatrzymaj ten autobus!

- Cholera jasna! Ale ty masz wymagania – westchnął, wypuścił młotek z rąk i skierował się do kabiny kierowcy. Zepchnął go niedbale z fotela i usiadł za kierownicą. Dziewczyna obserwowała przez szybę, jak skręca na najbliższy parking przy sklepie spożywczym. Liczyła, że drzwi zaraz się otworzą, a ona będzie mogła uciec od tego wariata. Uderzyła w nie pięścią, ale oprócz bólu, nie przyniosło to żadnego efektu. W końcu zielona dioda w drzwiach się oświeciła i otwarły się na oścież.

Maia wybiegła z autobusu najszybciej, jak umiała. Prawie potknęła się o ostatni schodek. Zaczęła biec chodnikiem. Nieważne w którą stronę, byle uciec od niego jak najdalej. Do oczu naleciały jej łzy, kiedy pomyślała, jak mało dzieliło ich od wypadku. Niechcący wpadła na kogoś i przewróciła się.

- Przepraszam, nie… - reszta zdania gdzieś uciekła, kiedy popatrzała w górę, na osobę, przez którą upadła. To znowu był ten dziwny chłopak! Cofnęła się przerażona. Teraz to już naprawdę zaczynało być bardzo nienormalne. Musiał biec za nią i co najgorsze: być dużo szybszy, bo stał nad nią z rękami w kieszeniach, z takim wzrokiem, jakby patrzył na robaka. Schylił się, podniósł ją za kaptur kurtki i dość brutalnie odwrócił tyłem do siebie. Maia nawet nie pomyślała, żeby spróbować się wyrwać. Z ust pociekła jej krew.

Chłopak odsunął jej ubranie z ramienia, gdzie na łopatkach miała dwie blizny, tworzące spirale. Były to jej znamiona, miała je od urodzenia.

- Jesteś Venatorem?! – odezwał się cicho, bardziej do siebie, niż do niej.

Maia nie zdążyła odpowiedzieć, bo zakrztusiła się. Zrobiło jej się słabo. Nogi załamały się pod nią i upadła. Ostatnią rzeczą, którą widziała, zanim straciła przytomność, były niebieskie oczy i coś lśniącego jak nóż, nad jej głową.





Proszę, oto pierwszy rozdział :D Mam nadzieję, że się spodoba :) Zapraszam do komentowania i dzielenia się ze mną swoją opinią.

2 komentarze:

  1. Hejka Naklejka to ja twój (chyba) pierwszy czytelnik ;* . Cały blog jest pisany fantastyką którą kocham więc na pewno będę czytać . Rozdział przypomina mi trochę Dary Anioła .Czekam na następny rozdział ! Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, że zainteresowałaś się moim blogiem :D Motywuje mnie to do dalszego pisania :*

    OdpowiedzUsuń