You fascinated me cloaked in shadows and secrecy
The beauty of a broken angel
Promienie porannego słońca
obudziły Maię. Zmusiła się do podniesienia powiek. Duży zegar na ścianie
wskazywał… południe! Przespała naprawdę długo. Zaraz po kilku oddechach poczuła
woń czegoś jeszcze, jakby… naleśników? Podniosła się z kanapy. Ledwo pamiętała,
jak się wczoraj na nią dostała.
Roy stał przy płycie kuchennej i
podrzucał na patelni cienki, pachnący placek. Maia nie chciała dawać mu na
razie o sobie znać. Obserwowała jego ruchy i uśmiech, którego jeszcze nie miała
okazji zobaczyć na bladej, smukłej twarzy. Miał naprawdę niesamowity kolor
oczu. Niebieski, ale bez żadnych szarych, czy innych odcieni. Były czyste,
jakby całe życie chodził z głową podniesioną do góry i patrzył w niebo, dlatego
ten kolor tak się w nich odbił. Maia pomyślała, że brakowało tylko skrzydeł i
uznałaby go za zjawę anioła. Był ubrany w czarną koszulę i spodnie, z ciemnymi
blond włosami rozlanymi po twarzy. Tym czasem ona miała na białej bluzce plamę
krwi. Jego krwi, którą pobrudziła się, kiedy wczoraj…
Nagle jasno przypomniała sobie
wczorajsze wydarzenia i rzuciła wzrokiem na ścianę, na której już dzisiaj
niczego nie było. Żadnego portalu. Żadnych drzwi. Ani noży.
- O, wstałaś już. – Na dźwięk
głosu Roya, aż podskoczyła. Nie wiedziała, że ją zauważył.
- Czemu wcześniej mnie nie
obudziłeś? Jest południe – wyskoczyła z pretensjami. Dopiero, kiedy te słowa
już padły, uświadomiła sobie, że powinna najpierw się przywitać.
- Nie chciałem cię budzić. Mocno
spałaś, a ja w tym czasie przygotowałem śniadanie. Albo obiad… cokolwiek to
jest o tej godzinie. – Teatralnie podrzucił naleśnik.
Maia wstała z kanapy, odgarnęła z
oczu poplątane blond włosy, uznając, że najwyższy czas wybrać się do fryzjera,
i podeszła do niego, kiedy układał na dwóch talerzach posiłek.
- Mówiłeś, że Venatorzy nie
potrzebują jedzenia – przypomniała wczorajszą rozmowę.
- Nie potrzebują, ale mogą jeść.
A ty jeszcze powinnaś, zanim Lucciola przystosuje się do twojego organizmu. –
Podał jej talerz z naleśnikiem, złożonym w trójkąt, ozdobionym jagodami,
śmietaną i paseczkami rozpuszczonej czekolady. – Nie wiem, czy lubisz
naleśniki.
- Uwielbiam – mruknęła, wciągając
zapach dania.
Roy zaprosił ją gestem do małego
stołu, mieszczącego się pośrodku kuchni, niosąc również swój talerz.
- A mówiłeś, że nie jadłeś
niczego od kilku lat – wybełkotała Maia, z pełnymi ustami.
- Cóż, może najwyższy czas w końcu
coś przegryźć – odparł, wzruszając ramionami.
Naleśniki zniknęły z talerzy pięć
razy szybciej, niż się na nich pojawiły. Maia była potwornie głodna, a Roy chyba
po prostu zapomniał, jakie one mogą być dobre.
- Miałeś mi wczoraj odpowiedzieć
na pytanie – przypomniała, ocierając twarz, brudną od polewy jagodowej.
- No, słucham.
- Kto mnie wczoraj zaatakował.
Zgaduję, że to nie był zwyczajny uliczny rabuś, który chce wyciągnąć ode mnie
portfel, prawda?
- Nie, to był ktoś inny. – Roy
westchnął ciężko – Tavloni to zabójcy. Zanim cię poznałem w tym autobusie,
zauważyłem, że na Ziemi pojawia się ich coraz więcej. Trochę mnie to nawet
zdziwiło. Oni cię wyczuwają.
- Jakim cudem? Przecież pachnę
tak samo, a żaden człowiek nie ma zmysłu, dzięki któremu może wyczuć drugą
osobę. Nawet z odległości metra.
- Bo Tavloni to nie ludzie, tylko
hybrydy wilka i człowieka. A ty pachniesz normalnie – to racja. Nie chodzi o
zapach skóry, tylko o to, że jesteś Venatorem. Pojawia się w dwudzieste
urodziny, z czego wnioskuję, że niedawno je miałaś.
- Tydzień temu – przytaknęła. – A
czy hybrydy wilków i ludzi to nie wilkołaki? No wiesz, tak się ich zazwyczaj
przedstawia. – Przypomniała sobie kreskówki i kolorowe komiksy, które często
oglądała, kiedy była mała.
- Głupie ludzkie bajeczki –
zaśmiał się sarkastycznie. – Wilkołaki to po prostu zwierzęta – wilki, które
mają w sobie ludzki gen, dlatego potrafią zmieniać postać. Tavloni mają
wyostrzony słuch, węch i wzrok. Są bardzo szybcy, a niektórzy z nich mają
skrzydła.
- Takie jak ty? – zapytała,
gryząc się z myślami, które kazały jej powiedzieć: Takie, jak MY. Bo zdawała sobie sprawę, że przynajmniej po części
jest podobna do Roya.
- Same skrzydła wyglądają
inaczej, ale są tych samych rozmiarów i równej szybkości.
Kiedy mówił, zadzwonił dzwonek do
drzwi. Roy wstał tak szybko, że Maia nawet nie nadążała za nim wzrokiem.
Podszedł do szafki, wyjął z niej długi sztylet, o zakrzywionym ostrzu i
podszedł do drzwi.
- Schowaj się – syknął do
dziewczyny, która posłusznie dała nura za oparcie kanapy. Słyszała, jak powoli
naciska na klamkę, a potem z trzaskiem otwiera drzwi. Zacisnęła oczy, czekając
niecierpliwie na dalszy przebieg wydarzeń.
- Cześć, szukam mojej
przyjaciółki, Mai. Jest tu może? – usłyszała znajomy głos. Tak bardzo znajomy,
że samo słuchanie jego wydawało się bolesne.
Rocky!
- Zależy, kto pyta – odparł
zadziornie Roy, ale Maia nie mogła wiecznie się ukrywać. Wyskoczyła zza kanapy.
Wtedy jej spojrzenie i Rockyego się skrzyżowały. Na twarzy chłopaka malowało
się najpierw zaskoczenie, potem żal, a na końcu wydał się jej obojętny i
niepokojąco obcy.
- Jak mnie tu znalazłeś? –
wykrztusiła, z gardłem ściśniętym od rozbieganych emocji, jak dziecko,
przyłapane na podjadaniu czekolady przed snem.
- To wy się znacie? – wtrącił
Roy, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
- GPS w komórce – odpowiedział
niedbale Rocky, wskazując na swój telefon. – Martwiłem się o ciebie, całą noc
spędziłaś poza domem. – Rzucił blondynowi niezadowolone spojrzenie. – Ale
widzę, że niepotrzebnie cię szukałem. Nie chciałem przerywać romantycznego
nastroju.
Usta Roya uniosły się w złośliwym
uśmieszku, a Maia dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie wygląda najlepiej,
jak przystało na taką sytuację.
- Niepotrzebnie się starałaś,
mogłaś po prostu powiedzieć, że masz kogoś innego i nie robić sobie problemu z
tym całowaniem – dorzucił na koniec.
- Moment! To wy jesteście parą? –
odezwał się Roy, chyba w najmniej odpowiednim momencie.
- O, przepraszam, gdybym
wiedział, że ona ma chłopaka, to dałbym sobie z nią spokój – wskazał oskarżycielsko
na Maię, która stała jak słup soli i nie umiała się odezwać, ani poruszyć. Ton
Rockyego był chłodny, nieprzyjemnie obojętny.
- Nie jestem jej chłopakiem –
starał się sprostować.
- Kochankiem, narzeczonym,
kimkolwiek! – krzyknął na koniec, obrócił się na pięcie i zbiegł po schodach.
Nawet nie popatrzył na Maię, nie dał jej szansy niczego wytłumaczyć.
- Dramat – wymruczał pod nosem
Roy, gapiąc się na pustą klatkę schodową. – Chyba powinnaś za nim iść – otwarł
na oścież drzwi, kiedy Maia wypadła jak petarda z mieszkania.
Kolejny rozdział :D Starałam się wykorzystać wasze uwagi, ale piszę na szybko, bo szkoła, mało czasu i w ogóle... :/ Fajnie by było, jakbyście polecili mojego bloga osobom, które lubią czytać :D Może im się spodoba?
Pozdrawiam wszystkich, którzy to przeczytali :*