wtorek, 1 września 2015

Rozdział 5 "Nie można wybrać tego, kim się jest"



 This is not the wound after the battle most hurt.
 I hurt only those wounds that you ask me.



Maia popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Była blada, miała podkrążone oczy i sine usta. Za nią malowała się łazienka Roya, wyłożona biało-czerwonymi kafelkami. Mieszkanie było trochę większe, niż Rockyego, ale urządzone w zupełnie innym stylu. Nie było tu żadnych kolorowych koszulek z autografami, powieszonych niedbale na ścianach, ani stosów płyt video. Za to pełno było broni. Kiedy dziewczyna otworzyła jedną z szafek w poszukiwaniu czegoś do picia, wysypało się na nią pięć małych scyzoryków. Wzięła jeden z nich do ręki. Był bardzo ostry, rękojeść miał pozłacaną na brzegach, a na ostrzu wygrawerowany znak.

Taki znajomy znak…

Chwyciła nożyk i pobiegła do lustra w łazience. Odsłoniła ramię i przyglądała się na zmianę ostrzu i swojej nowej bliźnie. Znaki były dokładnie takie same. Podrzuciła kilka razy scyzoryk, jak zawsze robiła ze swoim telefonem komórkowym. Za drugim razem nie złapała go dokładnie i przecięła sobie palec. Zaklęła pod nosem, z powrotem zajmując się odbiciem w lustrze. Kiedy na płytkim nacięciu pojawiło się kilka kropli krwi, poczuła pieczenie w ramieniu. Nie było bolesne, a wręcz przyjemne.

Znak, który narysował jej Roy, zaczął płonąć. Nie wydobywały się z niego płomienie, ani dym, ale od okręgu, po wszystkich pozawijanych liniach przebiegł żar. Maia czuła ciepło, ale blizna nie robiła jej krzywdy.

Powstrzymując krzyk, spojrzała jeszcze raz na swoją rękę i… po ranie nie było ani śladu! Wrzasnęła, rzuciła scyzoryk do umywalki i wybiegła z łazienki. Znak zdążył już zgasnąć i znowu był tylko małą blizną. Drżały jej ręce i po raz kolejny robiło się niedobrze. Nie wierzyła w magię, a przez ostatnie dni wyglądało bardziej jak jakieś kosmiczne zatrucie pokarmowe. Nie była głodna, chociaż nie jadła nic chyba dwie doby. Za to cały czas wymiotowała i czuła się zmęczona.

Chciała usiąść na ogromnym, puchatym fotelu, który stał przed telewizorem, i odpocząć, ale zanim zdążyła to zrobić, drzwi otwarły się z trzaskiem i wpadł przez nie Roy. Zatrzasnął je, oparł się o nie plecami i zsunął na ziemię. Maia odskoczyła do tyłu, ze zdziwieniem uznając, że teraz boi się każdego, nawet najmniejszego szmeru.

Roy wyglądał okropnie. Białą koszulę miał porozcinaną na klatce piersiowej, pod okiem kilka dość głębokich ran, a rękawki nie były już białe, tylko czerwone od jego krwi.

- O mój Boże! Żyjesz? – pisnęła Maia i uklęknęła obok niego.

Przytaknął niewyraźnie głową.

- Moja szyja… - jęknął ledwo słyszalnie, podnosząc głowę do góry. Dopiero teraz mogła zauważyć, że cały kark ma siny, jakby ktoś go dusił.

Teraz wiesz, jak ja się czułam w tym autobusie! – chciała krzyknąć, ale zamiast tego powiedziała:

- Trzeba zadzwonić po karetkę. To nie wygląda za dobrze.

- Nie… nie trzeba. Już się goi. – odchylił kołnierzyk koszuli i pokazał jej znak, który miał nad sercem. Tak samo, jak wtedy Mai, linie płonęły, a razem z nimi na jego ciele znikały rany. Po dwóch minutach zostały już tylko cienkie linie, na których zasychała krew.

Do jej głowy ciągle nie docierało, co właściwie się stało. Ostatnio cały spokojny świat legł nagle w gruzach: Rocky pewnie był na nią wściekły, Roy… można powiedzieć, że uratował jej życie przed jakimś wariatem z ulicy, no i te wszystkie niewyjaśnione rzeczy: płonąca blizna, skrzydlaty człowiek, znikające rany. Tego było dla niej za wiele.

- Co ty mi zrobiłeś? Wszystko stało się jak opowieść z komiksu! – Szarpnęła go za odrywający się kawałek koszuli. – Co mi zrobiłeś! – W jednej chwili opuściły ją wszystkie siły, a zastąpiły je łzy. Oparła czoło o drzwi i rozpłakała się. Poczuła się, jakby znalazła się w środku toczonej wojny. Z jednej strony był zdrowy rozsądek, który nie dopuszczał istnienia czegoś takiego jak magia i zjawiska paranormalne, a z drugiej świadomość, że inaczej nie da się wyjaśnić tego, co dookoła się dzieje.

- Próbowałem cię uleczyć  – odparł Roy. – Nie wiedziałem, że nie masz Luccioli.

- Nie mam czego?

- Luccioli. Tego znaku. – Dotknął delikatnie jej ramienia. Blizna jak zawsze spowodowała dziwne uczucie, jakby ktoś odkażał świeżą ranę. – Nie wiedziałem, że nie wiesz kim jesteś.

- A kim jestem? No kim?! – krzyknęła przez łzy.

- Spokojnie. – Otarł kciukiem jej policzek. – Daj mi pokazać. Teraz musisz to wiedzieć.






Rozdział krótki, ponieważ nie miałam za dużo czasu na pisanie. Mam wielką prośbę. Jeśli ktoś odwiedza mojego bloga, niech zostawi po sobie jakiś ślad, np. komentarz. Bo ciężko mi się pisze, kiedy nie wiem, czy mam dla kogo.

2 komentarze:

  1. Zrobię Ci niespodziankę i skomentuję. Wpadłam na Twojego bloga przez przypadek, właściwie przez fb.
    Zacznę może od tego, że nie znam całej historii - a niewiele mam teraz czasu, aby przeczytać całość. Mówię to na wstępie, by nie było jakichś dziwnych obiekcji "czytała od początku, a nie wie, co i jak - coś jest nie tak". :)
    Wracając do rozdziału, mogę po nim stwierdzić, że pomysł dość dobry. Jednak nie do końca zrealizowany w moim mniemaniu, nie jest dociągnięty na ostatni guzik. Piszesz bardzo prosto, ale jednak rzuca się w oczy to, iż większość opiera się na takim opisywaniu "to było tam, to tam, to było takie". Poradziłabym Ci, byś lepiej rozwijała każdy malutki, najmniejszy wątek. Wtedy czytelnik lepiej może się wczuć w historię, przy jednoczesnym siedzeniu we własnej wyobraźni. Nie sztuką jest opisać i wszystko nazwać, sztuką jest pozostawianie niewiadomych i opisywanie akcji w sposób, który bardziej zaciekawi czytelnika. Mam nadzieję, że nie zawiodłam komentarzem i nie obrazisz się na mnie, ani go nie usuniesz, bo nie miałam na celu powiedzenia niczego złego. :)
    Pisz więcej i się rozwijaj, rozwijaj i jeszcze raz rozwijaj. W końcu dochodzi się do skrawka perfekcji. A pisanie tylko dla kogoś często wiąże się ze zbyt wielkimi oczekiwaniami, które w późniejszym okresie zmieniają się w coś, co od razu mówi "przestań pisać, bo to bez sensu, bo nikt nie czyta, bo nikt nic nie mówi, więc nie warto i już". Nie patrz na to, czy jest miliard czytelników, czy jeszcze więcej. Ważne, żeby pisanie sprawiało Ci przyjemność. Ważne, żebyś się w tym rozwijała.
    Dodałabym, żebyś wpadła do mnie - ale nie będę wysuwać z propozycjami, zmuszać. Jeśli zaciekawi Cię, w jaki sposób ja piszę, możesz wejść na profil i odwiedzić mojego bloga.
    Pozdrawiam serdecznie, Anima. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, właśnie o takie komentarze mi chodziło :D Bo jestem nową blogerką, wiem, że jeszcze nie wszystko piszę do końca dobrze, ale lubię pisać, więc dzięki i za uwagi, na pewno wezmę je pod uwagę i postaram się coś zmienić ;)

    OdpowiedzUsuń