czwartek, 7 kwietnia 2016

Rozdział 12 "Prawdziwy świat"



'Cause I I can't let go
Even if I tried
I can't, I can't sleep at night I
I can't, I can't say goodbye




Maia siedziała na tylnym siedzeniu BMW Roya, który wykonywał jakiś „ważny telefon”. Zatrzymali się na poboczu jednej z dróg, bo jego komórka zaczęła hałasować. Chłopak stał oparty o swój samochód, ale nie widział jej, bo szyby były przyciemniane. Za to ona widziała go dobrze. Na szarym T-shircie miał plamę krwi. Pewnie pobrudził się, kiedy próbował „wyleczyć” Cody. Maia była na niego wściekła za to, co zrobił. Wiedziała, że chce pomóc, ale to według niej okrutne.

Po ulicach Nowego Yorku przechodziło mnóstwo ludzi i ciężko było każdemu się przyglądać, ale Maia zauważyła, że naprzeciwko ich samochodu stoi jakiś mężczyzna, oparty plecami o ławkę. Patrzył się na Roya już od dłuższego czasu, Maia to widziała, chociaż jego twarz przysłaniał duży kaptur skórzanej kurtki. Roy dopiero teraz go zauważył. Natychmiast wsiadł do samochodu i rzucił za siebie:

- Zapnij pasy, Maia.

- Kto to? – dziewczyna wyjrzała zza oparcia siedzenia na jego kolana, gdzie znowu zaczęła brzęczeć komórka. Na ekranie wyświetliło się imię: „Gregor”. Roy ze zniecierpliwieniem zrzucił telefon z kolan, a on natychmiast się uciszył. Wykonał szybki manewr i ruszył ulicą.

- Pytasz o Gregora, czy o tego Tavlona, który stał na chodniku?

- To był Tavlon? – pisnęła i popatrzała na szybko znikający za nimi chodnik, gdzie dalej stał tamten dziwny mężczyzna i patrzył się za nimi. Przeszedł ją dreszcz, na myśl o tym, kiedy pierwszy raz miała styczność z kimś takim. Kiedy Roy chciał jej pomóc i oberwał za nią. – Czemu mnie wtedy uratowałeś? – wyrwało jej się nieoczekiwanie pytanie.

- Co?

- Czemu mi pomogłeś wtedy w nocy, kiedy ten psychopata próbował mnie zabić? Sam mogłeś zginąć.

- Ale nie zginąłem… - odburknął, przyspieszając za zakrętem. Teraz Maia już nie miała pojęcia, dokąd jadą.

- Ale mogłeś. Byłeś strasznie poturbowany. Bałam się, że nie przeżyjesz tego, bo to wszystko byłaby moja wina. Czemu mnie tak pilnujesz? – Usłyszała w swoim głosie desperację. Chciała znać odpowiedź. Roy na ułamek sekundy odwrócił się w jej stronę i popatrzył głęboko w oczy. Była to chwila, dosłownie moment, ale dziewczynie wydawało się, że na chwile zatrzymało się jej serce.

- Po prostu nie chcę, żeby ci się coś stało. Jesteś nowym Venatorem, masz ogromną moc, więc dużo osób stara się o twoją śmierć. Zresztą, polubiłem cię. Nie jesteś głupia, jak te wszystkie rozwrzeszczane dziewczyny w twoim wieku.

Zapadła cisza. W głowie mai odbijały się jak echo słowa: „Polubiłem cię”. Zastanawiała się, jakie konkretniej mają znaczenie i z trudem pohamowała się od odpowiedzi: „Ja też cię polubiłam, nawet bardzo, w końcu uratowałeś mi życie, jestem ci coś winna.”.

- Więc, gdzie jedziemy? – wydukała, zamiast tego.

- Pokażę ci miejsce, gdzie ćwiczę. Nikt tam nie zagląda, a ja ustawiłem barierę dookoła budynku, więc żaden Tavlon ani człowiek nie może tam wejść. – po chwili zastanowienia dodał: - Aha, i mieszka tam mój kumpel. Tylko się go nie wystrasz, on jest… trochę dziwny, ale fajny z niego gość.

- To ty masz kumpli? – parsknęła, trochę nie wierząc w to, co mówi. Roy wydawał się samotnikiem. Takim chłopakiem, z którym ciężko się dogadać, który nawet nie ogląda się za panienkami, tylko dlatego, że żadna nie potrafi wytrzymać jego charakteru.

- Aż tak cię to dziwi? Przez te dwieście dwadzieścia lat trudno by mi było siedzieć samemu i gadać do ściany. A Alex… ten mój kumpel, jest prawie w moim wieku. To znaczy… o sto lat mniej.

- No faktyczne, jak bliźniak! – rzuciła sarkastycznie.

- Zawsze lepsze to, niż nic.

BMW zatrzymało się w opuszczonej dzielnicy Nowego Yorku. Kiedyś wybuchł tu pożar i niektóre budynki oczyszczono, ale nikt nie zabrał się za remont ani odbudowę. Jeden z nich nie był zniszczony przez ogień, ale opustoszały. Właśnie do niego Roy zaprowadził Maię. Ceglane ściany, od wewnątrz i na zewnątrz, oświetlało wschodzące słońce.

- Nie wierzę, że spędziłam całą noc w tym cholernym parku – wymamrotała Maia, przecierając oczy.

- Za chwilę dam ci się wyspać – obiecał Roy, złapał ją za rękę i pociągnął do środka. W budynku było dużo okien – w jednych były szyby, w innych nie. Na siódme piętro maszerowali schodami, bo winda nie była zamontowana. Tam ceglane ściany były pomalowane na biały, czerwony i czarny kolor. Każda cegła inna, ale w sposobie malowania można było dostrzec pewną częstotliwość. Brakowało tu korytarza i drzwi do mieszkań. Całość była jednym, ogromnym pomieszczeniem z wypolerowaną, drewnianą podłogą, co wyglądało trochę jak sala gimnastyczna.

- Wow! Aleksie Joseph-Steward, widzę, że mówiłeś poważnie z tym remontem – krzyknął Roy, rozglądając się po sali treningowej z wyraźnym podziwem. Zza dużego lustra, które było ustawione na całej ścianie równoległej do drzwi, wyślizgnęło się czworonożne stworzenie. Z początku wydawało się wielkim psem, podobnym do husky, ale kiedy wydało z siebie przeciągłe wycie, Maia nie miała wątpliwości, że to wilk. Jego sierść była czarna, z pyska wystawały długie kły, a on szedł w ich stronę i warczał. Dziewczyna cofnęła się za Roya, którego ta sytuacja najwyraźniej bawiła.

- Nie popisuj się, Alex – powiedział i cofnął się, odsłaniając Mai widok. Wilk spuścił pokornie wzrok i na ich oczach z kudłatej postaci zaczął rosnąć i przybierać ludzki kształt. Na końcu wyprostował się i szeroko uśmiechnął. Był wysokim, bardzo umięśnionym chłopakiem, z czarnymi jak perły oczami. Bardzo nienaturalnie i pięknie odbijało się w nich światło. Miał psotny uśmiech, jak łobuz z podstawówki, który planuje podłożyć nauczycielowi pineskę na fotel. Trzecie górne zęby były dłuższe i ostre. Jak u wilka. Jak u wilkołaka…

- No, stary, ale panienkę przyprowadziłeś. Ta również zostanie na noc? Bo wiesz, ja chętnie ją poznam – spojrzał na osłupiałą Maię zalotnym wzrokiem.

- Daj sobie spokój, nie zaimponujesz jej, już próbowałem – zaśmiał się złośliwie. Mai zrobiło się na chwilę ciemno przed oczami. Nie lubiła, kiedy chłopcy tak chamsko sobie z niej żartowali. Chciała dla porządku trzepnąć lekko Roya. Zacisnęła rękę w pięść i najmocniej jak umiała – ponieważ uznała, że jego i tak nie będzie to bolało – uderzyła go w ramię. Użyła do tego całej swojej siły, ale nie spodziewała się, że chłopak aż się przewróci. Nawet coś więcej. Przeleciał ze dwa metry, jakby ktoś podniósł go i odrzucił do tyłu. Uderzył głową o róg kwadratowego filaru. Skulił się i zakrył krwawiącą ranę. Lucciola na jego ramieniu od razu się rozżarzyła i rozcięcie na głowie szybko się zagoiło.

- Ha! No, Roy, delikatna, to ona nie jest – parsknął Alex, w ogóle nie przejmując się stanem przyjaciela.

- Au! Maia, co ci odbiło?! – warknął, dalej leżąc na ziemi. Tyle, że ona nie miała pojęcia. Jej siła wydawała się nadnaturalna. Uderzyła go tak naprawdę dość lekko.

- Ja… nie wiem co się stało, przepraszam, chciałam cię tylko delikatnie walnąć – usprawiedliwiła się, wykonując rękami dość dziwny gest.

- Pierwsze działanie Luccioli powoduje, że twoja siła wzrasta – wtrącił się Alex. – Uważaj, co robisz, bo możesz kogoś niechcący skrzywdzić. – Jego oczy były bardziej błyszczące, niż u normalnego człowieka. Maia zauważyła, że uszy też ma inne. Bardziej zaostrzone, ale nie sterczące.

Roy wreszcie podniósł się z ziemi.

- Dobra, koniec przedstawienia. Alex, wynoś się – zarządził, uśmiechając się złośliwie do przyjaciela. Wilkołak wzruszył ramionami, odwrócił się i zniknął w miejscu, z którego wyszedł. Roy i Maia zostali sami. Chłopak zaczął nerwowo rozpinać guziki koszuli.

- Co ty robisz? – odezwała się zaniepokojona Maia, kiedy rozebrał koszulę i rzucił ją w kąt.

- Zdejmij bluzkę – polecił, nie odwracając od niej wzroku.

Dziewczyna poczuła się bardzo nieswojo. Odruchowo zacisnęła ręce na rękawach wełnianego swetra. Roy, widząc jej minę, sprostował:

- Chcę ci pokazać, gdzie masz skrzydła, a do tego nie możesz mieć niczego na plecach. A przynajmniej na łopatkach.

Maia miała pod swetrem jeszcze bluzkę na ramiączkach, która układała się idealnie tak, że pół pleców miała odsłonięte. Jednak, kiedy zdjęła sweter, poczuła się dziwnie. Rozpraszało ją jego spojrzenie, a niebieskie oczy nabrały zupełnie innego, ciemniejszego koloru. Złapał ją za ramiona i odwrócił tyłem do siebie. Nakreślił palcami na jej łopatkach obwody starych blizn. Maia poczuła pod skórą przyjemny dreszcz, choć od razu upomniała się w myślach za to.

- To właśnie są twoje skrzydła – powiedział jej do ucha, opierając się klatką piersiową o jej plecy. Maia chciała się odsunąć, tak podpowiadał jej rozsądek, ale czuła się, jakby miała pod skórą magnes, który przyciąga ją do niego. – Wiesz, jak je rozłożyć, zawsze wiedziałaś.

Odsunął się od niej i pozwolił obrócić twarzą do siebie. Z jego pleców wyrastały skrzydła. Mai wydawały się jeszcze większe i bardziej białe, niż poprzednio. Mięśnie na brzuchu i klatce piersiowej układały się idealnie pod kątem skrzydeł. Jasne włosy dodawały blasku błękitnym oczom. Wtedy Maia pomyślała, że Roy jest naprawdę piękny. Gdyby spotkała go wcześniej, nie wiedząc kim jest, pomyślałaby, że to anioł. Po części to była prawda…

- Nie umiem… Nie wiem jak je rozłożyć – przyznała, z trudem odrywając wzrok od niego.

- Umiesz. Ale nie chcesz przyznać – burknął niezadowolony – bo wiesz, ile to zmienia. To jak potwierdzenie, że wszystko wokół ciebie jest prawdziwe. Mam rację?






Pewna osoba sprawiła że znów mam motywację, dziękuję :D Rozdział pisany na szybko więc przepraszam za ewentualne błędy ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz