I got lost on the way
But I'm a supergirl
And supergirls don't cry
Rocky obudził się w ciemnym pomieszczeniu. Tylko przez małe, owalne okno w dachu wlewała się stróżka światła. Nocnego światła. Była już noc. Przez szybę widać było jedną gwiazdę, która mrugała do niego, jakby się śmiała z sytuacji w jakiej się znajduje. Światło gwiazdy, odległe, zimne światło.
But I'm a supergirl
And supergirls don't cry
Rocky obudził się w ciemnym pomieszczeniu. Tylko przez małe, owalne okno w dachu wlewała się stróżka światła. Nocnego światła. Była już noc. Przez szybę widać było jedną gwiazdę, która mrugała do niego, jakby się śmiała z sytuacji w jakiej się znajduje. Światło gwiazdy, odległe, zimne światło.
Od razu poczuł pulsujący ból
głowy, w dodatku nie umiał się poruszyć. Jego ręce były przywiązane łańcuchem
do kołka, wbitego w ścianę. Próbował się uwolnić, ale łańcuch parzył mu
nadgarstki, jak rozżarzony metal. Krzyknął z frustracją, starając się wytrzeć
ramieniem ściekającą mu ze skroni stróżkę potu. Nie… to nie był pot, tylko
krew.
- Halo? Jest tu kto? – zawołał,
najpierw ciszej, potem drugi raz, głośniej. Odpowiedziała mu głucha cisza.
Ciągle wydawało mu się, że dalej jest zagubiony gdzieś daleko w swoim śnie, ale
przecież gdy się śpi, nie czuje się bólu, a on czuł. Uklęknął i próbował się
podnieść, ale krótki łańcuch na to nie pozwalał. Przez głowę przemknęło mu, że
jeśli przeżyje to niedorzeczne porwanie, nigdy nie będzie trzymał swojego psa
na smyczy. Teraz miał zarys obrazu, jak ten biedak się czuł.
Dopiero, kiedy przez otwierające
się drzwi wpadła stróżka jasnego światła, Rocky mógł rozejrzeć się po
pomieszczeniu. Było dość wielkie, w kształcie koła. Na podłodze był narysowany
dziwny znak. Głowa wilka, z wielkimi, krwawymi zębami i wyrastające mu z pleców
skrzydła nietoperza. Pomyślał wtedy, że może został porwany przez jakąś sektę.
Ze strumienia światła, rzucanego
przez drzwi, weszła jakaś postać. Zaraz potem drzwi się zamknęły. W środku
znowu zapanowała ciemność. Rocky słyszał tylko stukanie obcasów, po grafitowej
podłodze.
- A więc to ty jesteś tym…
przyjacielem Mai? – odezwał się kobiecy głos. Pomieszczenie było tak
nieakustyczne, że nie było wiadomo skąd dochodzi dźwięk.
- Gdzie jesteś? Nie widzę cię –
szepnął, pewny, że ona go słyszy. Gdziekolwiek jest.
Tuż przed nim błysnęło światło.
Małe, złote iskry. Mógł przez chwilę dostrzec źródło, z którego one powstają. Były
to chude, kobiece ręce, o długich, czarnych paznokciach. Później w
pomieszczeniu zrobiło się jasno. Kula ognia zapłonęła tuż przy suficie. Nie
była na niczym zawieszona, po prostu wisiała w powietrzu. Tuż przed nim stała
szczupła kobieta, o przenikliwie pomarańczowych oczach. Jej włosy były w lekkim
nieładzie, ale pomiędzy burzą loków dało się zauważyć złote spinki, pomagające
jakoś zachować porządek. Miała czarną sukienkę i gdyby nie kolczasty pasek i
postrzępione obdarcie w połowie uda, można by sądzić, że jest to jedna z
wieczorowych sukienek słynnych projektantów. Na ramionach, dużymi złotymi
klamrami, zawieszona była peleryna, która sięgała jej aż do kostek. Dziewczyna
na pierwszy rzut oka wyglądała na bardzo piękną.
- Myślałam, że będziesz bardziej…
że będziesz inny – przyznała, patrząc na niego z ukosa.
- Co to za miejsce? I czego
chcesz od Mai? W ogóle, kim ty jesteś? – Powstrzymał się przez kolejnymi
pytaniami, które same cisnęły mu się na usta. Dziewczyna powoli zaczęła okrążać
salę. Rocky wiódł za nią niecierpliwym wzrokiem.
- To miejsce nazywam wabikiem. Drzwi
są zawsze otwarte i jeśli mam odpowiednią przynętę… - przesunęła ostrym
paznokciem po jego plecach, rozdzierając cienką koszulkę i zostawiając
krwawiącą rysę na jego łopatkach. – …to często wpadają tu pewne… rybki.
- Nie rozumiem – przyznał.
- A ja nazywam się Garrie –
kontynuowała, w ogóle nie zwracając uwagi na to, co powiedział. – I chcę od
Mai… współpracy. Tak, to można nazwać współpracą. – Znów stała przed nim,
wpatrując się w Rockyego błyszczącymi, czerwonymi oczami.
- Wiesz, normalni ludzie, jeśli
chcą z kimś współpracować, to wysyłają mu SMS-a, jakiś list, czy maila, a nie
porywają przyjaciela tej osoby – warknął z irytacją. Garrie uśmiechnęła się
szyderczo.
- Jak pewnie zauważyłeś, ja nie
jestem człowiekiem. – Odczepiła od ramion złote klamry i peleryna opadła na
podłogę. Wtedy coś zatrzepotało nad jej głową. Rocky zobaczył wyrastające z jej
pleców skrzydła, jak u nietoperza, tylko znacznie większe, większe nawet od
niej samej i zakończone szponami na zgięciu.
Chłopak szeroko otwarł oczy. W
głowie zakręciło mu się z wrażenia. Poczuł się, jakby jakaś bariera
bezpieczeństwa, oddzielająca fikcję od rzeczywistości, nagle runęła.
- Jak ty… co… Czego diabeł chce
od Mai? – wykrztusił.
- Nie jestem diabłem – warknęła,
mierząc go wzrokiem. – Jestem przywódcą Tavlonów, a twoja mała przyjaciółeczka,
Maia, jest nową Venatorką. Cały jej gatunek rodzi się ze znakiem Luccioli, ale
ona otrzymała go niedawno. Jest silniejsza, nawet od swojego chłopaka,
„zaginionego księcia” – zaśmiała się cynicznie. – Choć naprawdę żaden z niego
książę tylko uciążliwy kretyn…
Rocky próbował zignorować słowa
„swojego chłopaka”, bo dotyczyły Roya, jak się domyślał. Tak bardzo by chciał,
że kiedyś, jeśli ktoś będzie mówił: „Maia ma chłopaka” to dotyczyło jego.
Jednak nie przyjmował myśli, że jest zazdrosny. Bo nigdy nie był. Lubił swoją
przyjaciółkę od podstawówki – gdzie się poznali. Maia nigdy nie oglądała się za
innymi chłopakami, więc sądził, że zakochała się właśnie w nim. Ta pomyłka
okazała się dużo bardziej nie do zniesienia, niż się spodziewał.
- Ale… nic nie rozumiem. Ona też
jest jakąś pół diablicą?
- Ja nie jestem żadnym diabłem!
Kiedy to do ciebie dotrze?! – ryknęła, machając skrzydłami. Wydawało się, że w
okrągłym pomieszczeniu jej głos brzmiał pięć razy głośniej i odbijał się echem
od ceglanych ścian. – A teraz, jestem pewna, że możesz jeszcze chwilę sobie tu
na nią poczekać. – To mówiąc, wykonała nad głową ruch nadgarstkiem i światło
zgasło. Wokół niego pozostała tylko ciemność i blade światło gwiazdy za oknem.
Dziękuję osobom które odwiedziły mojego bloga :D Ale nadal zastanawiam się czy jest sens jeszcze go kontynuować... wkładam w to serce, uwierzcie mi, ale nadal na blogu jest tak mało czytelników i komentarzy... Tak czy inaczej, puki co blog nadal istnieje więc serdecznie zapraszam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz