niedziela, 1 maja 2016

Rozdział 15 "Przyjaciel w pułapce"



I knew you were
You were gonna come to me
And here you are
But you better choose carefully


Roy poprowadził Maię do drzwi budynku, wtedy znowu odezwał się jego telefon. Dziewczyna skrzywiła się. Niby taki stary, a uzależniony od komórki…

- Alex, zaprowadź Maię do siódemki, ja za chwilę przyjdę, tylko muszę coś załatwić – odezwał się do przyjaciela. Miał jakiś niespokojny cień w oczach. Wilk posłusznie skinął łbem. Poszli oboje w inne strony, ona musiała iść za Alexem. Chociaż wolała w drugą stronę… Przy tym piesku czuła się dziwnie.

- O co chodziło z tą „siódemką”? – zapytała go, kiedy Roy się od nich oddalił i żeby przerwać niezręczną ciszę.

- Tak oznaczyliśmy budynki w tej dzielnicy – odpowiedział, kiedy znów stał się człowiekiem. – W siódemce Roy uczył się latać, więc ściany są w kiepskim stanie, ale to największy i najlepszy budynek do tego. Są tam duże pomieszczenia.

Maia, w chwili gdy mówił, ziewnęła szeroko. Właśnie przypomniała sobie, że poprzedniej nocy w ogóle nie spała i ogarnęło ją takie zmęczenie, że prawie się przewróciła. Kiedy Alex wprowadził ją do dużego budynku i zaczął iść po schodach w górę, stwierdziła, że nie da rady. Korzystając z tego że wilkołak przestał zwracać na nią uwagę, położyła się na stercie kawałków styropianu, który zauważyła obok drzwi, i natychmiast zasnęła.



- Maia! – usłyszała za plecami znajomy głos, ale pomimo tego, że miała otwarte oczy, dookoła było tak ciemno, że niczego nie widziała. Jednak wiedziała dobrze, do kogo należy ten głos. To Rocky. Tak dawno go nie słyszała. Nie widziała… Gdzie on był, nie miała nawet pojęcia, co się z nim dzieje.

- Maia, pomocy! – odezwał się znowu. Wtedy jej oczy zaczęły przyzwyczajać się do ciemności i mogła go zobaczyć. Klęczał na ziemi, z rękami przywiązanymi grubym łańcuchem do kołka wbitego w ścianę. Był okropnie blady, a na jego twarzy rysowała się ciemno czerwona stróżka zaschniętej krwi.

Jeszcze nigdy nie widziała przyjaciela w takim stanie. Chciała do niego podejść, ale jej ciało wydawało jej się takie ciężkie, że nie mogła ruszyć się z miejsca. Jakaś osoba, której nie mogła dostrzec, przeszła za plecami Rockyego, przesuwając po jego barkach chudą dłonią.

- Chcesz go odzyskać, prawda? – usłyszała. Był to delikatny, kobiecy głos. – Przyjdź po niego. Inaczej go zabiję.

- Nie rób tego, Maia… - szepnął Rocky. Później powtórzył głośniej: – Nie rób tego, słyszysz!



Wtedy Maia się obudziła. W oczy poraziło ją jasne światło słońca. Nabrała gwałtownie powietrza do płuc, tak, że prawie się nim zakrztusiła, i usiadła.

- Wszystko dobrze? – Zobaczyła nad sobą pochylonego Alexa i Roya.

- T-Tavloni… mają Rockyego – wysapała, walcząc z urywanym oddechem.

- Kto to Rocky? – zapytał Alex, jak zawsze ciekawy najmniej istotnych szczegółów. Maia chciała mu odpowiedzieć, ale nie umiała. Kręciło jej się w głowie i wszystko widziała jakby zamazane. Roy pochylił się nad nią i popchnął delikatnie z powrotem na ziemię.

- Jest zatruta. – Usłyszała, jak mówi do przyjaciela. – Garrie wpuściła do jej organizmu jakąś truciznę.

Przez chwilę zastanawiała się czy coś mówi jej imię Garrie, ale nic nie przyszło jej do głowy. Za to ból w jej ciele zaczął się nasilać, tak, że jęknęła i obróciła się na bok. Wtedy usłyszała spokojną melodię i słowa jakiejś obcojęzycznej pieśni, a na czole ciepłą dłoń, która jakby wysysała z niej energię.

- Śpij, Maiu, nie myśl o tym, że cię boli, tylko śpij – usłyszała głos Roya i zasnęła.







Wybaczcie że rozdział taki krótki ale ostatnio nie mam czasu pisać :/ Następnym razem będzie dłuższy i ciekawszy, obiecuję ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz