I knew you were
You were gonna come to me
And here you are
But you better choose carefully
Roy poprowadził Maię do drzwi
budynku, wtedy znowu odezwał się jego telefon. Dziewczyna skrzywiła się. Niby
taki stary, a uzależniony od komórki…
- Alex, zaprowadź Maię do
siódemki, ja za chwilę przyjdę, tylko muszę coś załatwić – odezwał się do
przyjaciela. Miał jakiś niespokojny cień w oczach. Wilk posłusznie skinął łbem.
Poszli oboje w inne strony, ona musiała iść za Alexem. Chociaż wolała w drugą
stronę… Przy tym piesku czuła się dziwnie.
- O co chodziło z tą „siódemką”?
– zapytała go, kiedy Roy się od nich oddalił i żeby przerwać niezręczną ciszę.
- Tak oznaczyliśmy budynki w tej
dzielnicy – odpowiedział, kiedy znów stał się człowiekiem. – W siódemce Roy
uczył się latać, więc ściany są w kiepskim stanie, ale to największy i
najlepszy budynek do tego. Są tam duże pomieszczenia.
Maia, w chwili gdy mówił,
ziewnęła szeroko. Właśnie przypomniała sobie, że poprzedniej nocy w ogóle nie spała
i ogarnęło ją takie zmęczenie, że prawie się przewróciła. Kiedy Alex wprowadził
ją do dużego budynku i zaczął iść po schodach w górę, stwierdziła, że nie da
rady. Korzystając z tego że wilkołak przestał zwracać na nią uwagę, położyła
się na stercie kawałków styropianu, który zauważyła obok drzwi, i natychmiast
zasnęła.
- Maia! – usłyszała za plecami
znajomy głos, ale pomimo tego, że miała otwarte oczy, dookoła było tak ciemno,
że niczego nie widziała. Jednak wiedziała dobrze, do kogo należy ten głos. To
Rocky. Tak dawno go nie słyszała. Nie widziała… Gdzie on był, nie miała nawet
pojęcia, co się z nim dzieje.
- Maia, pomocy! – odezwał się
znowu. Wtedy jej oczy zaczęły przyzwyczajać się do ciemności i mogła go
zobaczyć. Klęczał na ziemi, z rękami przywiązanymi grubym łańcuchem do kołka
wbitego w ścianę. Był okropnie blady, a na jego twarzy rysowała się ciemno
czerwona stróżka zaschniętej krwi.
Jeszcze nigdy nie widziała
przyjaciela w takim stanie. Chciała do niego podejść, ale jej ciało wydawało
jej się takie ciężkie, że nie mogła ruszyć się z miejsca. Jakaś osoba, której
nie mogła dostrzec, przeszła za plecami Rockyego, przesuwając po jego barkach
chudą dłonią.
- Chcesz go odzyskać, prawda? –
usłyszała. Był to delikatny, kobiecy głos. – Przyjdź po niego. Inaczej go
zabiję.
- Nie rób tego, Maia… - szepnął
Rocky. Później powtórzył głośniej: – Nie rób tego, słyszysz!
Wtedy Maia się obudziła. W oczy
poraziło ją jasne światło słońca. Nabrała gwałtownie powietrza do płuc, tak, że
prawie się nim zakrztusiła, i usiadła.
- Wszystko dobrze? – Zobaczyła
nad sobą pochylonego Alexa i Roya.
- T-Tavloni… mają Rockyego –
wysapała, walcząc z urywanym oddechem.
- Kto to Rocky? – zapytał Alex,
jak zawsze ciekawy najmniej istotnych szczegółów. Maia chciała mu odpowiedzieć,
ale nie umiała. Kręciło jej się w głowie i wszystko widziała jakby zamazane.
Roy pochylił się nad nią i popchnął delikatnie z powrotem na ziemię.
- Jest zatruta. – Usłyszała, jak
mówi do przyjaciela. – Garrie wpuściła do jej organizmu jakąś truciznę.
Przez chwilę zastanawiała się czy
coś mówi jej imię Garrie, ale nic nie przyszło jej do głowy. Za to ból w jej
ciele zaczął się nasilać, tak, że jęknęła i obróciła się na bok. Wtedy
usłyszała spokojną melodię i słowa jakiejś obcojęzycznej pieśni, a na czole ciepłą
dłoń, która jakby wysysała z niej energię.
- Śpij, Maiu, nie myśl o tym, że
cię boli, tylko śpij – usłyszała głos Roya i zasnęła.
Wybaczcie że rozdział taki krótki ale ostatnio nie mam czasu pisać :/ Następnym razem będzie dłuższy i ciekawszy, obiecuję ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz